środa, 9 grudnia 2015

COMING OUT

Nigdy nie chciałam, żeby ludzie wiedzieli, że tak bardzo źle się czuję. Nie chciałam pokazywać, jak cierpię, jak bardzo się boję, że mam swoje lęki i słabości. Wolałam roztaczać wokół siebie aurę kobiety niezależnej, udawać, nawet przed najbliższymi, że przecież świetnie sobie radzę, uśmiechać się uśmiechem, w który wkładałam wszystko, co postanowiłam przemilczeć. Całe moje dotychczasowe życie to jedna wielka ściema. Dobra mina do złej gry - to właśnie moje życie, moja gra. I na tę grę traciłam większość swojej energii, usiłując za wszelką cenę sprostać takiej wersji samej siebie, jaką wykreowałam sobie w głowie.

Wydawało mi się, że tak jest lepiej. Przecież nikomu nie jest potrzebna świadomość mojego bólu i smutku. Po co miałabym zaprzątać komuś głowę walką o zdrowie, ciągłym boksowaniem się z służbą zdrowia, topniejącymi środkami na leczenie… Poza tym, tak było paradoksalnie łatwiej. Nikt nie zadawał zbędnych pytań, nikogo nie stawiałam w  niekomfortowej sytuacji, w której nie wiadomo, co powiedzieć, bo wszystko wydaje się bez sensu albo nie na miejscu. Problem w tym, że z czasem nie miałam już dość siły, by udawać przed sobą i całym światem, że wszystko jest w porządku. Mój stan zdrowia drastycznie się pogorszył, nie byłam w stanie samodzielnie funkcjonować. Uśmiechanie się z oczami pełnymi łez zdradzało mnie. Rozpadł się pieczołowicie i starannie budowany mur obronny, którym otaczałam się przez lata. Klęska.

Wtedy okazało się, że to, czego bałam się najbardziej tak naprawdę mnie uratowało. Zaczęłam żyć na nowo. Oddychać. Dziś mogę być zwyczajną dziewczyną, bez pomalowanych rzęs i ułożonych włosów. Nie wstydzę się swoich słabości. To nie moja wina, że jestem chora. Uczę się o tym mówić i prosić o pomoc. Jak to powiedział mój licealny kolega – w takiej sytuacji skrajną głupotą jest odrzucanie faktu, że żyje się w społeczeństwie a nie na bezludnej wyspie. Zwłaszcza, że teraz na każdym kroku przekonuję się, że istnieją wspaniali ludzie, takie Dobre Duszyczki, które nie pozostają obojętne na los takich osób, jak ja.

Kilka dni temu rozesłałam „apel o pomoc” do osób, z którymi od jakiegoś czasu nie miałam kontaktu i które nie miały pojęcia o tym, co przechodzę.  Nie czułam się z tym niekomfortowo. O wiele łatwiej jest ofiarować komuś  wsparcie, niż prosić o nie. Zastanawiałam się, czy to, co robię jest w porządku. Wasze reakcje przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Targało mną tyle emocji, że musiałam ochłonąć, żeby napisać ten post i sklecić coś sensownego. Otrzymałam od Was naprawdę olbrzymią ilość pozytywnych reakcji, ciepłych słów, propozycji pomocy, zapewnień o pamiętaniu w modlitwie. Większość wiadomości czytałam po kilka razy, rycząc jak bóbr. Dziękuję za wszystkie trzymane kciuki, życzenia zdrowia, za to, że jesteście dumni z tego, że się nie poddaję. Dziękuję za tę pomoc, która bezpośrednio przełożyła się na wzbogacenie mojej wirtualnej skarbonki. To wszystko dało mi niewypowiedzianą siłę. Jest moc. :-). Czuję się bezpieczniej finansowo, jestem też coraz bliżej zrealizowania wymarzonych ścieżek terapeutycznych, które mogą pomóc mi w uzyskaniu większej sprawności.

Ze swoją chorobą nie wygram, będzie mi towarzyszyć do końca życia. Ale leczenie, rehabilitacja, na które będzie mnie stać dzięki Waszej pomocy mogą sprawić, że uda się zniwelować chociaż część objawów. Dlatego proszę – nie zapominajcie o mnie. Daliście mi nadzieję, że można zwolnić, a może nawet na jakiś czas zatrzymać mój życiowy kalejdoskop. Jestem pełna optymizmu i nadziei. Otacza mnie teraz krąg bliskich ludzi, a ja mam pewność, że już nigdy nie chcę zostać z tym wszystkim sama. Zatem ja chowam drut kolczasty, zasieki, porozstawiane dookoła tabliczki: „TEREN PRYWATNY. WSTĘP WZBRONIONY!”, a Wy… Po prostu bądźcie i walczcie razem ze mną.

1 komentarz:

  1. Witaj. Strasznie poruszyło mnie zaproszenie na koncert, ponieważ nie miałam pojęcia, że chorujesz... A ten wpis zabrzmiał aż zbyt znajomo, spójrz: http://carteblanche.opowiastki.eu/uncategorized/coming-out-z-choroba/

    Trzymam mocno kciuki, mam nadzieję, że będzie tylko lepiej i lepiej. Jakbyś chciała pogadać czy spotkać się, daj znać :)

    OdpowiedzUsuń