wtorek, 10 listopada 2015

Atak(sja)

Ataksja is back. Tym razem chyba na dłużej, z resztą z każdym dniem, jak na ataksję przystało, atakuje bardziej. Przez nasilone zawroty wywinęłam naprawdę spektakularnego orzełka uderzając plecami (kręgosłupem piersiowym dla ścisłości) w kant komody. Po tym, jak ból zaczął stawać się nie do wytrzymania, a ja niemal utraciłam zdolność oddychania (promieniowanie do mostka i żeber) i rzygałam jak kot zdecydowaliśmy się na telefon pod 112. W tym stanie nie było mowy o jakiejkolwiek pionizacji, a co dopiero zejściu po schodach...

Po kilkunastu minutach przyjechali panowie z pogotowia i podali domięśniowo setkę Ketonalu. Nie pytając o cokolwiek chcieli też dołożyć motoclopramid przeciwwymiotnie (całe szczęście byłam na tyle przytomna, że uświadomiłam ich o fakcie uczulenia na ten lek, bo inaczej to już w ogóle byłaby ostra jazda) i zawinęli dupki. Na pytanie Jamesa, co jeśli kręgosłup jest złamany/pęknięty, a kręgi poprzemieszczane, itd. padła odpowiedź, że to na pewno to tylko stłuczenie. Kurka, też bym chciała mieć rentgen w oczach. Powiedzieli jeszcze, że gdyby mi się nie poprawiło, to mamy jechać na SOR. Własnym autem, rzecz jasna. Kolejny popis służby zdrowia do kolekcji. Dodam tylko, że Ketonal nie pomógł i jak zwykle musieliśmy poradzić sobie sami: Zofran, Tramal, Estazolam. I oczywiście niezawodne coldpacki.

Tym sposobem jestem praktycznie unieruchomiona przez bioderko (cały czas czekamy na decyzję, czy wyciąg czy operacja), kręgosłup (czekam na KT), no i śmigło. Masakrycznie kręci mi się w głowie. Byłoby też łatwiej, gdybym coś widziała, bo dwojenie mnie wykańcza i właściwie cały czas muszę mieć zamknięte oczy. A wtedy śmigło się rozkręca jeszcze bardziej. I z tej oto Krainy Szczęśliwości pozdrawiam Was ciepło,

do później!