piątek, 22 grudnia 2017

The Republic of Cancervania and the Pink Ribbon

Dawno mnie tu nie było. Bardzo dawno. Wszystko, co dzieje się na bieżąco staram się publikować na facebooku. Rzadko kiedy mam siłę, by napisać coś więcej. Oczy wciąż płatają mi figle a ręce są zbyt słabe, żebyu stukać w klawisze. Czasem nie mam nawet mocy, żeby odpalić kompa. Ale dość tych wymówek. Chcę coś powiedzieć. Coś ważnego. A na to miejsce jest właśnie tutaj.
Otóż, od teraz ten blog będzie nie tylko o mnie. Będzie też o pewnej Kobiecie.


Każdy, kto zna nas osobiście lub śledzi moje zapiski wie, że kobieta na zdjęciu to moja mama. Moja mama jest superbohaterką. Wiele przeszła. Nie widać tego po niej,bo jest piękna i dobra. Od lat cierpi na potworne migreny, które nieraz kładły ją do łózka na wiele dni. Często było to łóżko szpitalne. Odkąd są tryptany, specjalistyczne leki na migrenę, łatwiej się z nią rozprawić. Mama przeszła też skomplikowaną operację żołądka a dyskopatia i problemy z kręgosłupem zamknęły ją w szpitalu na ponad dwa miesiące, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Często czuje się źle, ale nie daje tego po sobie poznać. Ja to wiem, a ona wie, że ja wiem. I nie musimy o tym rozmawiać.

Moja mama całe życie pracuje, często na dwóch etatach, pomaga mi na co dzień i nigdy się nie skarży. Gdy jestem w szpitalu, mama zawsze jest przy mnie. Nie raz przyjeżdża do Bydgoszczy pociągiem i wraca tego samego dnia do Poznania. Ciężko ją zmusić do tego, żeby zostałą w domu, żeby zadbała o siebie. A jak już nawet się uda i zostanie w tym domu, zawsze znajdzie sobie coś do roboty. Polata na szmacie, poprawi sprawdziany, ugotuje coś. Nie usiedzi na miejscu, żeby nie wiem co. Wszystko robi z rozpędu. Z rozpędu poszła też na kontrolną mammografię. I nic mi nie powiedziała o wynikach, bo byłam akurat świeżo po plazmach w szpitalu i bała się, że stres pogorszy mój stan. Taka jest właśnie moja mama.

Moja mama ma raka. Nawet jak to piszę, to nie wierzę, że to się dzieje. Chyba Bóg ma dziwaczne poczucie humoru. To jakiś Matrix, chory żart. Cały czas czekam, aż zadzwonią z tego cholernego Centrum Onkologii i powiedzą, że to pomyłka, że pomylili wyniki. Tylko dlaczego jak ten telefon zadzwonił, to powiedzieli, że jest jeszcze gorzej, niż przypuszczali?

Wyć mi się chce. Niby nie reagujemy histerycznie, bo w końcu, jak to mówią: “rak to nie wyrok”, itd. ale jak pomyślę, przez co ona będzie musiała przejść to robi mi się słabo. Wrota Onkolandii stoją przed nami otworem. Będzie ciężko. Będzie bardzo, bardzo ciężko. I jestem świadoma, że to się może źle skończyć. Ale moja mama to silna babka. Na razie przed nią walka. Moja mama ma wrodzony optymizm, taki “hurra optymizm” i wierzy, że z tym rakiem rozprawi się raz dwa. Ja też w to wierzę. Ostatecznie pozytywne nastawienie to połowa sukcesu, prawda? Drugą połowę załatwi operacja, chemia czy jakie tam leczenie zaordynują specjaliści od tego. I wygramy to. Innej opcji po prostu nie ma. To tylko kolejna przeszkoda na naszej drodze.

Jest 22 grudnia i pewnie wielu z Was już ogarnia temat przygotowań do Świąt, w głowach tylko gotowanie, sprzątanie, prezenty... Ja z tej okazji chciałabym życzyć Wam zdrowia. I pieniędzy. :-) Tak jak mówiła Maria Czubaszek. Bo w końcu:

Co jest najważniejsze w życiu? Najważniejsze jest zdrowie. Zaraz po pieniądzach. Im dłużej żyję, tym bardziej uważam, że pieniądze są potrzebne do wszystkiego. I do tego, żeby być zdrowym – odpowiednio się odżywiać,wypoczywać i, kiedy zajdzie potrzeba, leczyć. (M. Czubaszek)