środa, 1 marca 2017

HOSPITAL FLASHBACK

Kochani,

Nie napisałam od razu po wyjściu ze szpitala, bo musiałam się pozbierać. Troszkę się pokomplikowało i potrzebowałam czasu, żeby dojść z tym wszystkim do ładu. Nie do końca mi się to udało. W skrócie zatem: z neurologii zostałam przeniesiona na oddział wewnętrzny celem unormowania potasu. Trzy tygodnie odmóżdżającej nudy, leżenia, kroplówek, ohydnego żarcia i oglądania durnych programów w TV fundowanych przez współtowarzyszki niedoli. Plusy? Cudna, młoda, zaangażowana pani doktor i kilka poznanych osób, z którymi nie chcę tracić kontaktu. Minusy? Infekcja. Zaczęłam gorączkować do 40 stopni, pojawiły się bakterie we krwi… Wjechały antybiotyki – Augumentin o smaku kociego moczu i Cipronex. Potas rósł, a ja byłam coraz słabsza. Aż któregoś ranka się nie obudziłam. Ostatnia rzecz jaką pamiętam, to rozmowa z „sąsiadką”, panią Wandzią (wspaniałą starszą panią, btw) przy kolacji.

Przytomność odzyskałam na OIOM-ie, z ostrą niewydolnością oddechową, pod respiratorem, podłączona do sztucznej nery, która ratowała mi życie robiąc plazmaferezę. Infekcja i nie do końca dobrze dobrany antybiotyk (Cipronexu nie powinno się podawać w miastenii) poskutkowały kolejnym przełomem. Byłam tak skołowana przez leki i ogólnie ciężki stan, że nie mogłam ogarnąć, co się stało, skąd nagle wzięła się przy mnie moja mama (nie pamiętałam, że przyjechała do Bydgoszczy dotrzymywać mi towarzystwa korzystając z tego, że akurat były ferie)… Co więcej o OIOM-ie? Niezmiennie podziwiam pracujący tam personel – najbardziej salowe i pielęgniarki. Tam nie myje się podłogi zahaczając o kółka łóżek, na których leżą pacjenci i nie trzaska koszem na śmieci. Gdy tylko jakaś pompa czy urządzenie zacznie wyć lub pacjent choćby jęknie, pielęgniarka reaguje w ciągu sekundy. Ja oczywiście miałam „special treatment”, bo byłam jedyną przytomną osobą na sali. Pewnie dzięki temu nie wspominam tego doświadczenia jako jednej wielkiej traumy.

Po plazmach poprawiłam się szybko i wróciłam skąd przyszłam – na neuro. Jak zobaczyłam, że przyjechała po mnie moja ulubiona pielęgniarka Benia, to aż się poryczałam. Idiotka ze mnie, co? Ale szczerze mówiąc, myślałam, że tym razem tego nie przeżyję. Szybko wracałam do siebie, każdego dnia byłam silniejsza. Zaczęłam siadać na łóżku, wstawać, jeść. Tak się też złożyło, że w czasie mojego pobytu na neurologii przypadły moje trzydzieste urodziny. Myślicie pewnie, że były smutne i nostalgiczne? Nic bardziej mylnego. :-) Po pierwsze była radość, że żyję i doczekałam tej upragnionej trzydziestki :-) Od rana spotykały mnie też same niespodzianki, zjawiła się moja mama z tortem (bezczelnie mnie oszukała dzień wcześniej udając, że wraca do Poznania), James wrócił z Włoch i też natychmiast przyjechał, były prezenty, balony, życzenia, przytulasy i ogólnie dwudniowa imprezka na oddziale. :-) Będę to długo wspominać.

Ale i tak najważniejsze, że jestem teraz w domu. I zamierzam tak trzymać najdłużej, jak się da.