Czasem
wystarczy bardzo niewiele, żeby zrobić sobie chwilową przerwę od życia...
Leżałam wczoraj w ciepłej wodzie jak patyk i wpatrywałam się w niebo o barwach
zachodzącego słońca. Nie myślałam o niczym. Byłam szczęśliwa. Zaliczyłam też
chyba wszystkie wodne bulgotki, bąbelki, nawet basen solankowy. Moje stawy są
mi wdzięczne, że mogły pobyć w odciążeniu i skutecznie się wymasować ;-). Oczywiście
towarzyszył mi James, ubezpieczał każdy krok i pilnował, żebym na śliskich kaflach
nie wywinęła orła. Spędziliśmy cudowne dwie godziny. I obiecaliśmy sobie, że
będziemy robić to częściej. Co w tym wielkiego? Dlaczego zwyczajne pójście
do aquaparku sprawia, że do teraz mam uśmiech na twarzy? Bo mogę na moment
oderwać się od rzeczywistości - od bólu, lęku, problemów, myśli o chorobie, o
tym co powinnam zrobić i jakie leki wziąć. Przez chwilę mogę poczuć się
normalnie. Tyle :-)