czwartek, 28 kwietnia 2016

PROOF OF LIFE

Długo zastanawiałam się jak powinien brzmieć tytuł tego posta. Pasowałoby chociażby: "Jak chcesz rozbawić Pana Boga opowiedz mu o swoich planach". Wszystko jest jakoś dziwacznie symboliczne albo ja - Królewna Nadinterpretacji - dopatruję się we wszystkim czegoś, czego nie ma :-). No ale z drugiej strony: wczoraj na przykład rozwiązałam krzyżówkę. Zajęło mi to ze dwie godziny (małe literki i moja nie za bardzo sprawna kończynka nie sprzyjają takim zadaniom). I jakie hasło otrzymałam w nagrodę za ten morderczy, wciskający krew, pot i lzy wysiłek? "Smutna historia". Come on!

Tak się złożyło, że od piątku jestem na oddziale intensywnej terapii chirurgicznej. Trafiłam tu w ciężkim stanie - wymioty, zawroty glowy, oczopląs, osłabienie siły mięśniowej, spastyka, trudności z przełykaniem... A ponieważ mój organizm najwyraźniej cechuje się umiłowaniem symetrii ciśnienie miałam pod sufitem - 200/100, za to saturację na podłodze - 70. Badania wykazały silny stan zapalny. To wyjaśniało mój neuro-kryzys. Ostatecznie wykryto, że sprawcą zamieszania jest głupi woreczek żółciowy. Być może kiedy się go pozbędę wrócę do formy jaką miałam przed całą tą akcją... Póki co chirurdzy ostrzą noże na jutro.

Nie takie miałam plany na majówkę. Mieliśmy z Jamesem wsiąść w samochód i odwiedzić moje dwie przyjaciółki, obczaić sobie Kujawsko-Pomorskie, odpocząć i pobyć ze sobą... A tu dupa blada. Nic to. Od czasu do czasu wysyłam przyjaciołom "dowody życia" w postaci selfie i czekam na dalszy bieg wydarzeń.

Będzie dobrze, ale... Trzymajcie kciukaski, tak na wszelki :-).

A tu "proof of life" ze szpitalnego łóżka ;-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz