sobota, 20 lutego 2016

PADAM, PADAM…

Nie nie, spokojnie, to tylko słowa piosenki Edith Piaf, które wyjątkowo nie opisują faktycznego stanu rzeczy i mojej aktualnej formy. ;-) Wygrzebuję się już z mojego dołka, a dzięki takim wydarzeniom, jak to ostatnie staje się to zdecydowanie prostsze. Tak się otóż pięknie złożyło, że w tym roku, w moje urodziny, miałam niesamowitą okazję na dwie godziny przenieść się do Paryża i dać się zaczarować aktorom, wykonawcom, muzyce, tańcowi, scenografii… Cała rzecz miała miejsce podczas tegorocznego przedstawienia walentynkowego zrealizowanego przez uczniów i nauczycieli POSM II st. im. M. Karłowicza. Potrzebowałam tego. Na chwilę wyrwałam się z mojego małego świata i oderwałam od rzeczywistości. Sam fakt, że mój organizm pozwolił mi dotrzeć na ten fantastyczny spektakl był wystarczającym prezentem. 
 
W tym roku przedstawienie było dla mnie szczególnie wyjątkowe. Kiedy powstała idea zorganizowania pierwszego koncertu powód był jasny: spełnienie marzenia 12-letniego chorego na mukowiscydozę chłopca o wyjeździe nad ciepłe morze. Dawid był podopiecznym fundacji Mam Marzenie, w której moja mama i ja byłyśmy wolontariuszkami. Jak teraz to wspominam, to wydaje mi się, że to było w innym życiu. :-) Moja mama, nauczycielka w szkole muzycznej zaproponowała zorganizowanie koncertu charytatywnego w koncepcji musicalu z oprawą multimedialną. Pomysł wypalił, przedstawienie okazało się sukcesem, zebraliśmy wystarczającą ilość pieniędzy i mogliśmy wziąć Dawida i całą jego rodzinę do Włoch. Od tamtej pory co roku, dzięki sprzedaży wejściówek i hojności darczyńców spełniane jest jedno cudowne, dziecięce marzenie. Idea koncertu przerodziła się w olbrzymie przedsięwzięcie, w które zaangażowana jest niemal cała szkoła, zaprzyjaźnione firmy i instytucje. Spektakl grany jest przez kilka dni. Z zebranych środków korzystają też dwie inne fundacje. W tym roku skorzystałam też ja.

 „Życie to głupi żart” – śpiewała Katarzyna Groniec w musicalu „Metro”. Dawniej to ja pomagałam, teraz sama tej pomocy potrzebuję. Taki paradoks, ironia losu. Można tę sytuację wyrazić różnymi ludowymi porzekadłami typu „raz na wozie, raz pod wozem”, „fortuna kołem się toczy” i takie tam. I dobrze, bo to oznacza, że kiedyś los znów się odwróci. „Teraz jest czas na spełnianie marzeń” – napisał mi ktoś znajomy składając życzenia urodzinowe. I tej wersji wydarzeń będę się trzymać.  Nawet, jeśli te marzenia będą prozaiczne, jak wyjście na spacer, do kina, na basen. A tegoroczny „Walentynowy” zapamiętam na zawsze. Chociażby dlatego, że jeszcze nigdy nie słyszałam „Sto lat” granego dla mnie ze sceny, w super aranżacji i śpiewanego przez całą publiczność. :-)

Wrzucam kilka fotek, a całe przedstawienie można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=w76xMjtftBU

 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz