sobota, 30 stycznia 2016

SZPITALNY SURVIVAL – CZ. 1.

Ostatni pobyt na neurologii zainspirował mnie do napisania tego posta. Spotkałam wiele osób, które w szpitalu znalazły się po raz pierwszy – drugi w życiu, przy czym pierwszy był spowodowany narodzinami (własnymi bądź potomstwa) a drugi miał miejsce we wczesnym dzieciństwie z okazji wycięcia migdałków. Jako szpitalna weteranka odpowiadałam na milion pytań dotyczących, jak to się pięknie nazywa „udzielania świadczeń zdrowotnych w ramach lecznictwa szpitalnego”, a w praktyce funkcjonowania oddziału, harmonogramu dnia, tego co wolno i nie wolno pacjentowi, jak przeżyć na szpitalnym żarciu i co zrobić, żeby się wykąpać w ciepłej wodzie nie czekając w kolejce ponad godzinę. Skoro jest zapotrzebowanie w narodzie na tego typu wiedzę tajemną – nadchodzę z pomocą. :-)

Jak powszechnie wiadomo, szpital to miejsce specyficzne. Nikt  o zdrowych zmysłach nie zgodzi się przebywać tam dobrowolnie, chyba, że cierpi na Zespół Münchhausena :-D.  W zdecydowanej większości przypadków szpitale mieszczą się w rozsypujących się budynkach poklasztornych albo nieremontowanych ruderach z lat 70. Nie powinny dziwić nas zatem takie rzeczy, jak odłażąca ze ścian farba, sypiący się z sufitu tynk czy zarywająca się podłoga. Nielepiej mają się kwestie wyposażenia. Nie chodzi mi tu o sprzęt i aparaturę medyczną, bo z tym akurat bywa różnie. Mam na myśli stare skrzypiące, niewygodne łóżka, śmierdzące koce powleczone dziurawymi poszwami czy rozklekotane wózki inwalidzkie i chodziki. Ogólnie rzecz biorąc – smród, bród i ubóstwo.

Zazwyczaj najgorszym pomieszczeniem w szpitalu jest łazienka. Oczywiście zdarzają się oddziały, w których toaleta i prysznic są dostępne w każdej sali chorych. Częściej jednak łazienki umieszczone są na korytarzu, są zimne, brudne i odrażające no i rzecz jasna niezamykane. Należy zatem liczyć się z faktem, że w najgorszym i najmniej spodziewanym momencie nasze wdzięki staną się przedmiotem obserwacji przypadkowych osób. Jedna z najstarszych i najmniej zachęcających swoim wyglądem i zapachem do skorzystania łazienek, z jakimi spotkałam się w trakcie mojego leczenia wyglądała tak:

UWAGA!

Zdjęcia dla ludzi o mocnych nerwach :-)

 





W perspektywie napotkania na takie luksusy oczywiste staje się, że planując pobyt w szpitalu trzeba pomyśleć o zabraniu osobnych klapek pod prysznic i jednorazowych nakładek na sedes (do kupienia w sieci znanych drogerii). Chyba, że ktoś lubi robić „dwójkę” w pozycji „na Małysza” ;-). Szpital to nie hotel, dlatego należy też zaopatrzyć się we własne ręczniki, papier toaletowy, kubek i sztućce. Z doświadczenia wiem, że przydają się też ręczniki papierowe, chusteczki higieniczne i te nawilżane. Trzeba jeszcze pamiętać, że przyjdzie nam spędzić jakiś czas na owianym złą sławą szpitalnym jedzeniu. Pół biedy, jeśli mieszkamy niedaleko szpitala i troskliwa żonka, będzie co dzień dowozić nam domowe obiadki. Gorzej, jeśli do domu jest 300 km, ktoś bliski przyjeżdża jedynie w weekendy i to nie zawsze, a nam nie wolno wstawać. Dlatego jeśli o mnie chodzi, niezbędną rzeczą, która obowiązkowo musi znaleźć się w zapakowanej do szpitala torbie, jest DŻEM. Wtedy nie interesuje mnie, że na śniadanie czy kolację jest salceson czy najtańsza parówka w odcieniu sino-koperkowym. Szpitalne jedzenie to w ogóle obszerny temat zasługujący na odrębny post :-) A na co jeszcze trzeba się nastawić w trakcie pobytu w szpitalu? Na bezpośredni kontakt z jego personelem, różnorakie badania i zabiegi. Ale o tym następnym razem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz