niedziela, 2 października 2016

BRUISED AND BATTERED

Drodzy zainteresowani!

Mało mnie tu ostatnio, za co przepraszam i dziękuję wszystkim, którzy dopytują co się u mnie dzieje i domagają update’u. Nie piszę nie dlatego, że jestem leniwym padalcem, po prostu… choruję. Coś nowego, prawda? ;-)

Cztery miesiące temu przeszłam przez piekiełko sepsy i wydawało mi się, że już może być tylko lepiej. Nic bardziej mylnego. Cały czas pojawiają się nowe powikłania. Wirusy i bakterie łapię szybciej i lepiej, niż moje meble kurz. Infekcje gardła, pęcherza, zatok – przeżyję, nie ma problemu. Ale dopadło mnie coś bardziej poważnego, czyli zapalenie kości, stawów i szpiku. Wjechały kolejne antybiotyki, leki przeciwzapalne, przeciwbólowe, a ból i tak nie do ogarnięcia. Kilka tygodni wyjętych z życiorysu, zero snu, wycie i ryk w poduszkę. Z bólu i bezsilności. Jest poprawa, ale nadal nie mogę samodzielnie się poruszać ani czegokolwiek zrobić. Miałam w planach kilka operacji, które usprawniłyby nieco moje kończynki, lecz w tym stanie zdrowia są zbyt niebezpieczne.

W pakiecie przyszło pogorszenie neurologiczne. Nasiliły się problemy z równowagą, koordynacją ruchów, pogorszył wzrok (podwójne i niewyraźne widzenie), mam okropne zawroty i bóle głowy. Ale i tak najgorsze chyba jest obniżone napięcie mięśniowe. Osłabienie to dotyczy też mięśni przełyku i mięśni oddechowych. Ciężko mi cokolwiek przełknąć, dławię się i krztuszę, trudno mi oddychać, muszę się wspomagać tlenem. To mnie przeraża. Boję się, że się uduszę, że stracę przytomność. Boję się wstawać, bo znowu zaliczę bliskie spotkanie z parkietem, a już i tak cała jestem w siniakach. Pada mi na mózg od tego wszystkiego. James nie śpi nocami, tylko sprawdza, czy oddycham. Cały czas ktoś musi przym mnie być. Wariactwo.

To chyba tyle z nowości… Walczymy dalej. O mnie, o sekundy normalności, o siebie nawzajem. Czasami jest ciężko. Czasami bardzo. Ale nie poddajemy się. Ostatnio lekarz z ostrego dyżuru podszedł do nas i powiedział, że bardzo nas podziwia, bo mamy dla siebie tyle cierpliwości, tak się kochamy i wspieramy mimo naszego skomplikowanego życia. Z tą cierpliwością to różnie bywa :-). Ale gdyby nie to, że staramy się tworzyć związek oparty na wsparciu i zrozumieniu, nic by z tego nie było i nie wiem, czy dałabym radę sama.

Koniec roztkliwiania, a poza tym jeszcze Jamesowi się poprzewraca w tyłku od tego chwalenia. ;-) Ściskam!

A to mój powrót do korzeni – kubek niekapek, przecierane obiadki…

6 komentarzy:

  1. Prezentujesz Kaju najsmutniejszy najpiękniejszy optymizm o jakim kiedykolwiek słyszałem/czytałem. W Twoich słowach czuć prawdziwe emocje, jest w nich wszystko to, czego człowiek doświadcza idąc/kuśtykając przez życie. Przenieśmy tą Twoją pogodę ducha na oddziały onkologiczne i mamy gotową receptę na Nobla z medycyny naturalnej :)) Zresztą, jak sama napisałaś - lekarze już Cię podziwiają :)

    ...Cienie i blaski, wzniosłe lub mniej, refleksy codzienności...

    Kuba J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, dziękuję! Takie słowa dopiero dają MOC :-) i nakręcają do dalszego pisania. Życzę Ci samych najlepszości, Kubo J.

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Karolino, podziwiam Panią. Jestem starszą osobą na emeryturze, na szczęście wnuczka dała mi kilka lekcji obsługi komputera. Czytam Pani bloga i widzę, że wszystkie moje dolegliwości to nic w porównaniu z Pani walką z bólem. Pięknie Pani pisze o swoim życiu - szczerze i poruszająco. Dziękuję. Dobrze, że ma Pani swoje konto w Fundacji Avalon. Wspólnie ze znajomymi skorzystamy z podanego numeru by pomóc trochę finansowo. Każda złotówka się liczy. Emerytka to wie. Ściskam Panią serdecznie i cierpliwie czekam na kolejny wpis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za ciepłe słowa i wsparcie. Również ściskam i życzę mnóstwa zdrowia!

      Usuń
  4. Droga Karolino, Pani wpisy są dla mnie bardzo budujące. Sama choruję i czasami mam dosyć. Gdy widzę z jaką siłą i determinacją Pani walczy, i ile kosztuje to Panią siły, to we mnie też zaczyna kiełkować wola walki z chorobą. Chęć walki to bardzo dużo, jednak bez leków i rehabilitacji nie funkcjonujemy. Dlatego oprócz mojego wsparcia słownego (mam nadzieję), wsparłam Panią małą darowizną, którą przekazałam na Pani subkonto w Fundacji Avalon. MUSIMY SIĘ WSPIERAĆ :) Pozdrawiam . Bożena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję najmocniej. To niezwykłe, ze pomoc przychodzi tak często od osób, które same jej wymagają. Życzę wszystkiego dobrego, a przede wszystkim MOCY do walki!

      Usuń