Takich idiotyzmów mogłabym wymieniać bez końca, nie mówiąc już o grypach, zapaleniach garda i katarach. Oczywiście zdarzają się też przypadki poważne – udary mózgu, zawały, silne napady padaczkowe, zatrucia wszelakimi substancjami (podczas mojego ostatniego pobytu przewinęło się czterech delikwentów po dopalaczach), wypadki komunikacyjne, itd. I takimi właśnie sprawami z założenia powinien zajmować się personel oddziałów ratunkowych – gdy zagrożone jest zdrowie lub życie pacjenta. Poza tym uwierzcie, jest wiele przyjemniejszych miejsc, gdzie można uzyskać pomoc.
Są na świecie ludzie, którzy nie wiedzą, co to SOR. Z jednej strony im zazdroszczę. Z drugiej – współczuję, gdy przyjdzie im zderzyć się z realiami naszej służby zdrowia, które tak bardzo odbiegają od tego, co pokazują seriale typu „Na dobre i na złe”. Żeby przetrwać chociażby kilka godzin w tym na takim oddziale trzeba mieć nerwy ze stali i sporo dystansu do tego, co dzieje się dookoła. Zazwyczaj panuje tam nieziemski cyrk, krzątanina i harmider. Trzeba też być czujnym i najlepiej przytomnym, a także mieć anielską cierpliwość, żeby odpowiadać po siedemnaście razy na to samo pytanie, bo lekarz jednorazowo ma tylu pacjentów pod opieką, że po prostu nie ogarnia, albo nie chce mu się ogarniać. Jeżeli jesteśmy na coś uczuleni, należy to powtarzać przy każdym podejściu do zastrzyku czy kroplówki. Nad wszystkim czuwają pielęgniarki i w dużej mierze to od nich zależy jak funkcjonuje oddział. Jeśli trafi nam się dobra, zgrana i zaangażowana ekipa, to już połowa sukcesu.
Niekiedy trzeba też być upierdliwym i przypominać o swoim istnieniu, bo w natłoku spraw możemy zwyczajnie zostać pominięci. Oczywiście musimy robić to w uprzejmy i wyrozumiały sposób, w przeciwnym razie na wypis będziemy czekać 4 godziny. Należy też być przygotowanym na to, że lekarz o nasze objawy będzie pytał krzycząc zza biurka (także o sprawy delikatne: „Pani Kryńska, od kiedy występuje biegunka? Jak często”). Tym samym dziesięcioro innych pacjentów będzie wiedzieć, co nam dolega. Zdarzyło się też, że straciłam przytomność na wózku inwalidzkim, a lekarz zorientował się dopiero po interwencji Jamesa, który zwrócił uwagę pracownikom oddziału ratunkowego na ten drobny fakt. Przy odrobinie szczęścia znajdą się zasłonki, które zapewnią minimum intymności, gdy akurat będziemy sikać na podsuwacz, a odrywający się z sufitu tynk spadnie pół metra obok naszego łóżka. O ile oczywiście takowe dostaniemy i nie będziemy zmuszeni całego pobytu na Sorze spędzać na niewygodnym, metalowym taboreciku w kącie sali.
Znieczulica pracowników służby zdrowia jest czasem przerażająca nawet dla mnie. To zrozumiałe, że gdyby pielęgniarka czy lekarz przejmowali się każdym pacjentem jak rodzoną matką dawno sami byliby pacjentami w placówce o zupełnie innym profilu. Nie chodzi mi tutaj o popadanie w skrajności, tylko powszechne zapominanie, że pacjent, to CZŁOWIEK, nie przypadek medyczny i należy mu się zapewnienie godnych warunków leczenia i zachowania dyskrecji. Informacje o pacjencie (szczególnie w kontekście stanu jego zdrowia) są uznawane za dane wrażliwe, które podlegają ochronie. Zdaniem Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych nawet wywoływanie pacjenta do gabinetu po nazwisku może stanowić naruszenie jego prywatności.
Poniżej zamieszczam przypadek skrajnego braku dyskrecji i badania pacjenta na środku sali obserwacji:
Wracając do mojego noworocznego pobytu na sorze: po konsultacji z panią doktor wykonano jeszcze RTG klatki piersiowej i USG brzucha. Diagnoza brzmi więc następująco: krwiomocz jest wynikiem przemieszczającego się kamienia w lewej nerce o wielkości 1cm – dostałam pilne skierowanie do urologa. Nerki pracują ledwo ledwo a w moczu jest spora ilość białka. To wywołuje obrzęki (z organizmu usuwana jest niewystarczająca ilość wody) i gromadzenie się płynu w płucach – stąd kaszel – skierowanie do nefrologa. Plus infekcja górnych dróg oddechowych do bonusie. Zalecenia: kontrolne badanie moczu za 7 dni, badanie poziomu białka w organizmie, wizyty u w/w specjalistów. W razie pogorszenia stanu zdrowia, gorączki, zatrzymania moczu – natychmiastowe zgłoszenie do szpitala.
“No more champagne
And the fireworks are through
Here we are, me and you
Feeling lost and feeling blue
It's the end of the party
And the morning seems so grey
So unlike yesterday
Now's the time for us to say...
Happy new year!”
Jeszcze jedno: z powodu remontu na całym parterze nie było wody, oprócz jednej jedynej łazienki wsali obserwacji, na której leżałam. Korzystali z niej więc wszyscy - pracownicy, pacjenci, także ci "urazowi", czekający na korytarzu w innej części oddziału. Gorzej miały rodziny pacjentów, bo ich na salę nie wpuszczano. A po innych piętrach szpitala szwędać się nie wolno. Panie więc przełykały, a panowie sikali na parkingu pod drzewkiem. :-D
Ktory to sor? ;) szwajcarska?
OdpowiedzUsuńlutycka my love ;-)
Usuńlutycka my love ;-)
Usuń